Od letniego, spływającego makijażu gorsze jest tylko jedno. Deszcz. Skończyły się upały, a nasza strefa T może w końcu odpocząć. Przestajemy się powoli świecić, mogąc pozwolić sobie na jeszcze jedną, cieniutką warstwę podkładu. Albo wybrać coś cięższego. Mimo wszystko czasami potrzebujemy specjalnej ochrony. Warunki atmosferyczne czasami są straszne dla naszej twarzy - śnieg, deszcz, zimny wiatr. Ohyda!
Dlatego warto sięgnąć po coś delikatnego, dzięki czemu będziemy cieszyły się trwałym makijażem.
Opakowanie jak zawsze pasujące do marki Lily Lolo. Proste, eleganckie i urzekające. Uwielbiam je. Mgiełka zamknięta jest w 50ml, porządnie wykonanej buteleczce z atomizerem, dzięki czemu aplikacja na twarz jest banalna. Wystarczy delikatnie, w promieniu praktycznie wyprostowanej ręki spsikać twarz. Jej zapach oceniłabym na mocno średni, ale nic w tym dziwnego. W końcu Lily Lolo to naturalna marka, a w swoich kosmetykach nie przewiduje sztucznych aromatów.
Mgiełka ma w sumie trzy zadania: odświeżyć, wykończyć oraz utrwalić makijaż. Dedykowana jest, z racji jej naturalności, dla makijażu mineralnego, ale wypróbowałam ją również ze zwykłymi produktami - spisuje się naprawdę fajnie. Co mnie szczególnie cieszy - jest całkowicie niewidoczna. Nie pozostawia po sobie żadnej, nawet delikatnie błyszczącej warstwy. Po użyciu jej nie mam uczucia bardzo mokrej twarzy, jedynie lekko odświeżoną. Nie wysusza skóry, a nawilża ją i odświeża. Po zastosowaniu jej odczuwamy lekkość nałożonego makijażu. Wchłania się błyskawicznie. Nie zmienia struktury podkładu czy pudru, zachowuje ich naturalny wygląd, chociaż mam wyrażenie, że delikatnie scala makijaż. Jeśli chodzi o przedłużenie trwałości - w zależności od użytego kosmetyku przedłuża aż do 3 godzin. Najlepiej spisuje się przy produktach mineralnych, delikatnie gorzej (ok. 2 godzin) przy zwykłych.
Naturalna mgiełka utrwalająca makijaż od Lily Lolo to świetny produkt dla tych z nas, które cenią naturalność oraz lekkość produktu, a oczekują efektu. Nie jest to produkt z typu profesjonalnych, więc nie dziwmy się, że nie przedłuża trwałości dłużej. Za największy plus uważam brak obciążania i wysuszania skóry, a w zamian za to kojenie i nawilżenie. To się rzadko zdarza w przypadku mgiełek czy fixerów. Idealny produkt na co dzień, dla każdej z nas.
Dostępny na wyłączność w sklepie Costasy
Muszę przyznać, że raczej nie używam takich produktów :)
OdpowiedzUsuńZ Lily Lolo uwielbiam naturalną mascarę i mineralny podkład :)
o nie wiedziałam, że mają takie mgiełki
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy okazji używać produktów z Lily Lolo. :(
OdpowiedzUsuńO, a to chyba jakaś nowość u nich?
OdpowiedzUsuń---------------------------
http://fashionelja.pl
Już jest od jakiegoś dłuższego czasu :)
UsuńOd dawna mam na nią ochotę :)
OdpowiedzUsuńwidziałabym ją u siebie!
OdpowiedzUsuńSandicious
Kompletnie nie znam ale warto było poczytać :)
OdpowiedzUsuńZapraszam http://ispossiblee.blogspot.com
Fajna sprawa. Szkoda, że ludzie z problemami skórnymi nie mogą raczej używać takich produktów.A utrwalenie może być czasami potrzebne
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają opakowania tej marki
OdpowiedzUsuńPrzyciąga nawet wyglądem ;) Jest elegancka ;) Ale oczywiście najwazniejszy jest efekt. Skoro mówisz, że spisuje się dobrze, to warto kupić;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Lily Lolo, ale mgiełki jeszcze nie miałam okazji używać - zmienię to na pewno, bo uwielbiam scalać podkład mineralny produktami z atomizerem - ostatnio była to mgiełka do cery suchej z Inglota, ale już dobiła dna..
OdpowiedzUsuńPs. Widzimy się na Beauty Flash! :))