Wiecie jak bardzo kocham firmę Lily Lolo i jej kosmetyki do makijażu. Szczególnie te produkty do konturowania twarzy. No dobra - pomadki też! Dlatego, mając już trzy kolorki różów w toaletce, zdecydowałam się na kolejne cztery kolory. W końcu kobieta zmienną jest i na każdy dzień tygodnia potrzebuje mieć inne policzka, prawda?
Który najlepszy?
Cztery nowości w mojej toaletce to kolejno: In the pink, Just peachy, Tickle Pink oraz Burst Your Bubble. Zapytacie mnie który z tej czwórki, a nawet siódemki (link z pozostałymi trzema znajdziesz na dole), jest moim ulubionym, a ja szczerze odpowiem, że nie wiem. Każdego używam w innym makijażu i żadnego bym nie oddała. Po prostu mam potrzebę posiadania ich wszystkich. Z kosmetykami od Lily Lolo już chyba tak jest. Gdy użyjesz jednego, masz ochotę mieć je wszystkie. Trochę jak z Pokemonami ;)
Co je wyróżnia?
Pewnie zastanawiacie się czy serio warto po nie sięgnąć i z czym są lepsze od tych drogeryjnych. Po pierwsze wyróżnia je pigmentacja. Jest fenomenalna. Nie są one pudrami typu "dotknęłam pędzlem i mogę się malować", ale wydaje mi się, że w różach aż zbyt mocna pigmentacja to wada. Dzięki możliwości stopniowania unikamy plam na policzkach i karykaturalnego efektu. Osobiście zawsze nabieram róż dwoma kolistymi ruchami, następnie otrzepując pędzel z nadmiaru produktu. Po drugie, jeśli już mowa o nakładaniu pędzlem, róże od Lily Lolo świetnie się go trzymają. Nabierają się perfekcyjnie, co nie zawsze jest tak oczywiste. I oddają efekt na twarzy. Nie muszę niewiadomo ile ruchów wykonywać, bo już po chwili omiatającego ruchu moje policzka wyglądają zdrowo. Tak, róże od Lily Lolo dodają witalności buzi.
A co z dopasowaniem do cery?
Pewnie zastanawiacie się jak to możliwe by siedem odcieni różu (a dokładnie to różu, pomarańczy i czerwieni) pasowało do jednej karnacji. Sama tego nie wiem. Ale z ręką na sercu przysięgam, że używam ich wszystkich, w zależności od efektu jaki chcę osiągnąć. Co więcej - jeśli w dany dzień mam ochotę na lekko pomarańczową pomadkę, używam takich, które do niej pasują. Dobieram róż do pomadki i odwrotnie. Nie lubię konfliktu mocnego borda/brązu na policzkach (u mnie to agresywny, imprezowy makijaż) i nude pomadki na ustach. Nie, nie, nie! :)
Jeśli jednak wolicie uniwersalny makijaż, a Wasz róż powinien być po prostu różowy, ocieplający buzie to przyjrzyjcie się bliżej In the pink oraz Burst your bubble.
Jeśli jednak pragniecie rozświetlenia policzek to wybierzcie Tickled pink, a gdy pomarańczowe tony Wam w głowie to Just Peachy lub też Life's a peach (tutaj nie prezentowany) będą jak znalazł.
Ciemne, lekko agresywne, ale naprawdę pięknie prezentujące się, wpadające w czerwień/brąz odcienie, znajdziecie w poście, który podlinkowałam Wam na dole. Coming up roses i Tawnylicious - od nich zaczęła się moja miłość.
A tak prezentują się róże na dłoni:
Róże od Lily Lolo, jak i inne kosmetyki (np. bronzery), to dla mnie perfekcja. Zamknięte w minimalistycznym opakowaniu, maksymalnie wydajne i o świetnej pielęgnacji produkty zachwycają nie tylko swym działaniem, ale także i innymi właściwościami. Posiadają ekstrakt z nadmorskiego oraz olejek arganowy oraz z jajoba, naturalne antyoksydanty i utleniacze, a ponadto nie zawierają żadnych zapychaczy i talku.
Produkty idealne, prawda?
Kosmetyki Lily Lolo znajdziecie na Costasy.pl
A już wkrótce do nich dopasuje nowe lakiery hybrydowe od Nox Nails, które mam okazję testować. Ciekawa jestem czy znacie ich produkty? Jeśli nie to spójrzcie tutaj i poznajcie ich warianty kolorystyczne. :)
Zobacz też:
woow, ten brzoskwiniowy - cudo !
OdpowiedzUsuńkazdy mi sie podoba :D
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o nich wcześniej. Kolory cudne.
OdpowiedzUsuńMam In the Pink i bardzo go lubię ♥ Róże Lily Lolo są jednymi z moich ulubionych, są naprawdę cudowne ♥
OdpowiedzUsuńKażdy z nich ma bardzo fajny odcień podobają mi się.
OdpowiedzUsuńPiękne kolory, najbardziej podoba mi się "In the pink":)
OdpowiedzUsuńja nie korzytam z takich rzeczy moje policzki wieczniemaja rózowiutki kolorek heheheh :D
OdpowiedzUsuńZapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2018/02/kurtka-khaki-mix-stylow.html
Bardzo ładne odcienie, akurat ja różu dużo nie używam, korzystam częściej z bronzerów, ale któryś chętnie bym przygarnęła.
OdpowiedzUsuńAle piękne odcienie, róż miałam ale mineralny sypki z tej firmy i bardzo go lubiłam :)
OdpowiedzUsuńChcę je wszystkie! :) Miałam kiedyś róż Lily Lolo w formie sypkiej i był mega napigmentowany. Bardzo go lubiłam. Może skuszę się na te prasowane.
OdpowiedzUsuńnie jestem fanką akurat rożu <3
OdpowiedzUsuńzapraszam
mój blog |KLIK|
Uwielbiam kosmetyki mineralne, a te odcienie bardzo mi się podobają (szczególnie in the pink). Będę musiała chyba rozważyć zakup ;)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio róży nie używam ale inne produkty od LL mnie kuszą :)
OdpowiedzUsuńJuż od lat zamierzam coś przetestować tej firmy, ale jakoś ciągle o niej zapominam przy uzupełnianiu braków w kosmetykach.:(
OdpowiedzUsuńpiękne są te róże!
OdpowiedzUsuńWow, niesamowita pigmentacja! Z minerałów testowałam tylko Annabelle, ale Lily Lolo bardzo kusi ;)
OdpowiedzUsuń